wtorek, 14 lipca 2015

Boska młodość

Młody jest tylko Bóg
To Jego młodość skrzydlata
Wieczny Książę soczystych traw
Drzew wysokich i kiści winogron
Niezmiennie dojrzałych do pęknięcia
Jak mężczyzna moich ramion do wytrysku
Pod lśniącym zębem
Na wilgotnej i miękkiej wardze
Młodość to Bóg
I ja kiedy scałować z ciebie chcę każdą rozpacz
Ale tylko gdy nie trzeba na drugi dzień wstać
Piżmem oszalały świat
Każdy szczyt do zdobycia
Piach złocisty zasypujący twarz
Z oczami połyskującymi mocniej
Niż samolubne gwiazdy
Moim kochankiem jest dziki step
Młodość leżąca na wznak w dłoniach Boga
Przeglądającego ją jak cenną książkę
Odwracającego się na boki
Komu zesłać z niej kartkę
Jedną stronicę
Wywracającą do góry nogami czas
Wstrząsającego życiem jak plecakiem z przyborami toaletowymi
Nic już potem nie jest na swoim miejscu
Mieszają się gatunki i zapachy
W Jego skrzydłach odlatuje za nią tęsknota
W słuchawce może zabrzmi twój głos
Młodość stawia pierwsze mury naszej świątyni
Resztę dobudujemy sami zachowując pion
W Jego skrzydłach odlatuje jej śmiech
Niepodobny do szelestu
Jesiennych liści jak nadaremnych pocałunków pełne ulice
Nie dających się zamknąć w kufrach na strychu
W nabrzmiałym hormonami dużym gardle grzęzną
Słowa niezręcznym erotyzmem
Ptasim lotem dotknięte czyste źródło z zanurzonym po pachy cieniem
Mój Bóg Moja młodość Moja popękana ziemia.