Ona przeplata
jego troski z zamyśleniem sufitu
Kiedy by tu
odpaść
Tynkiem po
zmarszczce
Obmywa łzami
jego załamane
Dłonie w
pogoni za czasem
On gładzi
chropowatość jej
Poprzewracanych
schodów do siebie w mróz
Ogrzewa
przewrotność jej
Złośliwie
niedomykającej się szafy
Kocham cię
włożone w pamiętniki
Zakopane na
działce
Wędrujące
gdzieś po ulicy Bo spadło przypadkiem ze skrzydeł
Miłości ich
wiecznej
Szukającej i biegającej
wciąż za nimi Głośno wołającej gdy dzieli ich
Ocean
wspólnie wylanych łez Egzorcyzmów na sny nie z sobą a z miłością
Do tamtej i
tamtego Upadające anioły niemożliwego zbawienia.