Jestem Chrystusem Mam własnego
Judasza
Zarozumialca ze zdolnością
kredytową
Przy drzwiach mojej matki czai się
Anioł Śmierci
Jej serce odwraca wzrok od
rzeczywistości schodów i drzwi
Wypełniam każdą zmarszczkę matki
sensem
Czas dobrze działa na jej demencję
Ona obojętnieje na ontologiczne i
egzystencjalne znaki zapytania Anioła Śmierci
On nie reaguje na parskanie
kabaretu w telewizji Jest jak moja matka skupiony na jednym
Ona ubiera skarpetę
Jedną Nie jest aż tak zimno
Pomódl się Znasz Boga To Ten Sam
Matka mnie nie słucha Osuwa się
przy ostateczności Wybiera gniew
Nieposłuszny umysł staje w
poprzek Bożej Łaski
Jutro ugotuję metaforę Podsmażę
epitet na skalę planetarną
Pycha
To już coś – mówi Jezus
Kim ja będę po wojnie
Zastrzelone zielone kurtki
Bestialsko zamordowane żółte Szubienice czerwonych
Pejzaż zaawansowanej wojny Tu nawet
komar przestaje być sobą
Kim ja będę po wojnie Pytam Jezusa
Jemy razem zupę z jednego garnka
Śnią mi się często stygmaty
To już coś – mówi Jezus Dokłada
sobie makaronu
Żeby świat był kompletny Bóg siedzi
z człowiekiem przy jednym stole
Matka używa już tylko kilku wyrazów
Wypowiadam to zdanie ze wskazaniem
na ból
Jesteśmy oboje samotni w świecie
boleśnie napełnionym ludźmi Zostawieni To nas łączy
To już coś – mówi Jezus
Matka zmarszczyła swą starość w
gniew Zarzuca mi upływ pamięci.