Żyjemy w szafie
Pokolenie bez wojny po wojnie
Codziennie zbliżam się do ciebie
Jak do wielkiej tajemnicy
I za każdym razem odkrywam
Naszą wspólną doskonałość
W twoim ogrodzie kultywujesz strach
Ja w swoim sieję rozpacz
Chrystus ujmuje zawsze moją twarz
gdy długo klęczę
Idź Pohuśtaj się z dziećmi Nie
klęcz tyle
Zobacz jak pszczółki robią miód i
jak wcześnie umierają motyle
Dowiesz się co to jest budzik i że
jego będziesz słuchać pierwszego
Kolejne klęczenie już niebawem
Więc wyjdź ku słońcu Wyjdź z szafy
Wyjdź ku mnie
I patrz na mnie poza kościołem
Poza świadomością Między wierszami
Postaw bagaże Przypilnuję ci by
słońce nie zaszło
Będę stać ze słońcem w dłoni W
otwartej bramie życia
I dzięki światłu nie będziesz
chwalić ciemności
Czasami nie będę się do ciebie
odzywał
Pomilczymy razem
Zobaczymy jak gasną jeziora Jak
starasz się upchnąć w torbie swoje serce
Jak przytrzaskujesz czas drzwiami
wejściowymi
Jak głodna jest twoja tęsknota
Posłuchamy wycia komórek i tkanek
Twego zderzenia z tobą jak dwóch
planet
Salvador Dali stoi mocno w sztuce
choć jego żyrafa wciąż płonie
Więc módl się nie tylko do nieba
Daj szansę ziemi i módl się też
twarzą do ziemi
Aż mech się nawróci
Naprostują ścieżki Wygładzą aleje
Topografii nie dotkniętej przez
poetów i kochanków
Tam jest tyle tlenu że można się
udławić
Wcale nie trzeba nabierać go więcej
Bo ja tu cały czas jestem Siedzę
przy tobie i milczę
Więc i ty milcz razem z Bogiem.